„Znalazłam wspaniały stolik pod gramofon, ale płyty z niego wypadają, wymyśliłabyś coś”. „Yyyy, postaw płyty gdzie indziej?” „Nie mogę, bo on idealnie mieści płyty, już go widzę w salonie, ale wypadają”. Stolik był rzeczywiście piękny, odpadło kilka koncepcji w rodzaju dodanie listewek między blatem a półką, dołożenie plecków i blokad takich, jak do książek i projekt utknął. Do czasu, kiedy olśniło mnie w sklepie budowlanym, kiedy zobaczyłam siatki do kurników. Kurom wystarczają siatki o dość dużych oczkach, które trudno byłoby trwale zamocować, więc zaczęłam studiować rodzaje siatek dla zwierzaków. Króliki, proszę Państwa, króliki! Siatki dla nich mają idealną konstrukcję. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego proponuje im się takie małe oczka. Może, żeby się nie wieszały na zębach?
Stolik wymagał klasycznego oczyszczenia, bejcowania, nowych powłok i przymocowania siatki.
Proszę bardzo, na ostatnim zdjęciu stolik już u siebie w domu:
Zwabiona prostotą i niebanalną urodą rozwiązania inna właścicielka kolekcji winyli zapragnęła podobnego stolika. Nastawiłam wnyki, długo nic się nie złapało, aż tu nagle jest! Błyskawiczna akcja, stolik upolowany, przyjeżdża i… porażka. Ma wszystko inaczej, wygląda, jakby stał do góry nogami (winyle na pewno nie wejdą). Nie pachnie drewnem, if you know what I mean. Mogłam szukać dalej albo wybrać krętą i wyboistą drogę nad urwiskiem. Którą oczywiście wybrałam, bo się złapałam we wszystkie pułapki psychologiczne naraz. Że przecież nie mogłam wypatrzeć aż tak nieudanego stolika, że przyjechał z tak daleka, że co, ja nie dam rady? No. Bardzo dużo bardzo brzydkich wyrazów później stolik zaczął nowe życie. A było tak:
Przyjechał czarny jak smoła stolik z półką, w której zmieściłyby się może kasety magnetofonowe. Kot, który przyszedł go obejrzeć, zostawił piłeczkę i uciekł, kichając.
Szczęśliwie jedno okazało się prawdą – był drewniany…
Dumna z własnej myśli konstruktorskiej odwracam stolik, że niby zamocuję blat z drugiej strony. A tam! Aaaaa! Wgłębienie do wypełnienia, bo inaczej płyty będą zahaczać. Czyli leć po sklejkę, dopasowanie, klejenie, szpachlowanie. Wrrrr…
Sklejka się pięknie wpasowała, już tylko sama przyjemność, myślę sobie. Malowanko! Stolik miał nawiązywać do pistacjowych elementów loftowego wystroju salonu, w którym miał stanąć. Wybierałyśmy farbę z namaszczeniem, ach, ten odcień najlepszy, och. Tymczasem nasz bohater wyglądał w nim jak wesoły trawniczek, Wielkanocny koszyczek 🙂 Obciach, jednym słowem:
Ostatecznie nadeszła szarość i postarzanie trawniczka, który na koniec został tylko na półce: